Dobry wpierdol nie jest zły. Klaustrofobia.

Zdanie powtarzane przeze mnie w kółko i w kółko. Na okrągło. Bez przerwy. "Potrzebuję braku kontroli!!!!!!!!!!!!!!!" Tylko czy to aby nie idzie dalej...? Czy to nie jest tak, że potrzebuję czuć się wręcz klaustrofobicznie w relacji? Wiem, że byłabym wściekła. Furia czekałaby za każdym rogiem. Szamotałabym się na łańcuchu ze wszystkich sił. Szczęśliwa jak dziecko w piaskownicy. Nabzdyczone dziecko. I to takie, które nabzdyczy się jeszcze bardziej jak usłyszy, że czas do domu. Chcę, żeby wymagano ode mnie niemożliwego, bo wtedy czuję, że muszę się starać. A czuję, że muszę się starać, kiedy wymaga się ode mnie więcej, niż sama od siebie wymagam; kiedy każde niedociągnięcie, nawet najmniejsze, stanowi surowo karany czyn niedopuszczalny. Kiedy jestem w zasięgu jego rąk, to nie aż taki problem. Potrzeba jest zaspokojona poprzez fizyczne, klaustrofobiczne odczucie wynikające z braku wyboru. Cóż, jak się będę stawiać, to w końcu dostanę w pysk. Ot, się skończy moj...