Posty

Królowa szukania dziury w całym.

Obraz
Godziny dyskusji. Dziesiątki rozmów. Tygodnie przemyśleń i analiz. Kroczek po kroczku. Bariera po barierze.  Sytuacja. Bardzo codzienna.  S(hila): To co z tymi paznokciami? No bo zrobiłam, tylko teraz nie wiem czy malować.  W(ilk): Nie. Miało być całkiem naturalnie.  Tak BTW, to mam okropny, brązowy kolor włosów, który przejdzie w jeszcze okropniejszy myszowaty i ani jednego pomalowanego paznokcia. Jeszcze trochę i będę wyć do księżyca.  S: No ale jak to tak... Bez malowania. To okropnie jest przecież! I to na stopach! W: Jeśli chcesz na wyjazd, to ewentualnie możesz, ale jeśli chodzi tylko o Ciebie, to nie.  Ale że jak to? To, że ja chcę to bez znaczenia jest? No jak to tak...?  No niby inaczej zinterpretować się nie da... Tylko... Tylko, że gdzieś z tyłu głowy, dalej mi dzwoni, że to DLA MNIE. Dla zaspokojenia MOJEJ potrzeby.  Niby zdaję sobie sprawę, że sama sobie psuję i że zabieram sobie przyjemność, którą normalnie bym z takiej sytuacji czerpała. Tyle, że tak nie do końca wiem, w

Modlitwa do Wielkiego Boga Klimatu.

Obraz
Kiedy znajduję uzasadnienie dla swojego nieposłuszeństwa, jestem w stanie to przełknąć. Znoszę konsekwencje, uczę się, wyciągam wnioski i idę dalej.  Sprawa  nie jest aż tak prosta, kiedy rzeczonego uzasadnienia brak.  No bo owszem, nawet jeśli wmawiałam sobie, że wybrana przeze mnie droga jest jedyną słuszną, to podskórnie zdawałam sobie sprawę, że nijak nie uda mi się uratować skóry. Niezadowolenie oraz wynikające z niego konsekwencje nie są dla mnie żadnym zaskoczeniem. Spierdoliłam sprawę, trzeba wypić piwo, którego się nawarzyło. W zasadzie całkiem świadomie, kontrolując przebieg wydarzeń, podejmując decyzje.  Inaczej sprawa ma się, kiedy w grę wchodzi bezmyślność.  Tego to ja, kurwa, nie trawię.  Chociaż, w zasadzie, brzmi to strasznie: "Jest ok, kiedy spierdolę świadomie. Jak mi się noga omsknie... Łooo, panie, wtedy to już chujnia.". Tak. Zdaję sobie sprawę jak to brzmi.  Kiedy nieposłuszeństwo zadziewa się samo, czuję że tracę kontrolę. A nie ma nic gorszego niż brak

Już nie.

Obraz
Nie wiem jak zabrać się do tego postu. Dużo emocji. Takich, których wystąpienia się nie spodziewałam.  Zastanawiałam się swego czasu, czy aby na pewno traktuję tę relację poważnie. Czy podchodzę do niej tak... Kutwa, no właśnie, jak? Jak spodziewałabym się, że powinnam? Tak jak sobie wyobrażam "prawilną" relację? W każdym razie tak, żebym spojrzała i powiedziała, że wszystko jest git.  Zastanawiałam się.  I się już, kurwa, nie zastanawiam.  Zadzwonił. Oznajmiłam. Reakcja. Dość szybka. Kategoryczna. Spuściłam z tonu. Faktycznie nie zabrzmiało to dobrze. Nawet w moich uszach.  W: Nie wolno Ci takich decyzji podejmować samej.  I to jest ten moment, kiedy szczątkowe informacje nagle wpadają w odpowiednie otwory, system szybkiego reagowania się załącza i człowiek dostaje informacyjną cegłą w ryj.  J: No ale wiesz... Tak w zasadzie, to jeszcze nic takiego się nie stało. W sumie jeszcze tego nie zrobiłam...  Próba ratunku. W sumie, przekonana byłam, że to przejdzie. Ostatecznie nie

O jasny chuj...

Obraz
 Oczy jak halogeny. No. W sensie, że tak świecą. Romans ninja ze mnie.  W: Smakuje Ci?  https://cutt.ly/lb2Ovak Widzę, że w napięciu czeka na odpowiedź.  J: Bardzo, bardzo! Pyszne to.  Uśmiech od ucha do ucha. Jak u pięciolatka.  W: Wiesz... Samemu dla siebie to nie chce się gotować. Zupełnie inaczej się gotuje z miłości.  Konsternacja. Nie wiem czy większa na mojej twarzy, czy jednak na jego.  W: Cicho. Niczego nie słyszałaś.  J: Milczę w wielu, wielu językach!  W: I słusznie. Niczego nie słyszałaś.  O jasny chuj... 

To dopiero początek

Obraz
Seks jest ważny. Jedyną rzeczą, o której człowiek myśli częściej niż o seksie, jest brak seksu. Ot co, kurwa!  No dobra, mogłam się nie stawiać i grzecznie wykonać o co mnie "poproszono". Mogłam? No niby mogłam...  Aczkolwiek bardziej "niby" niż "mogłam".  P: Nie wolno Ci dojść.  J: Ale.. Jak to? Tak wcale?  P: Proś, a może będzie Ci dane!  Moja po części zszokowana, po części nabzdyczona mina wywołuje u niego salwę śmiechu. Lubię, kiedy się śmieje. Lubię nawet, kiedy śmieje się ze mnie.  Zaczyna mnie dotykać. Powoli i delikatnie. Od niechcenia. W zasadzie to bardziej miziać. Tyle, że to bez znaczenia, bo równie dobrze mógłby mnie w tej chwili pieprzyć.  J: Nie brakuje mi dużo...  P: Nie szkodzi.  Pfff! Jemu może i nie! Choć przecież wiem, że dopóki nie dostanę pozwolenia to ni chuja... Nawet jakby mnie na bunty wzięło... Ot, ciężka ręka sprawiedliwości.  W moim wnętrzu ląduje wibrujące jajeczko, a na moich nadgarstkach zaciska się lina. Silne palce zacisk

Urlop

Obraz
No dobra. Oczywista oczywistość: związki klimatyczne są ciężkie! Nie można sobie było jakoś tematu ułatwić, ja się pytam?!  Najwyraźniej się nie dało...  Gdzie by się człowiek nie obejrzał, wszędzie te jebane kompromisy. Nawet to akceptuję. Serio. Tylko czemu akurat przy tych klimatycznych kompromisach, muszę czuć się jak kupa...? Jakby wszystko psuło się z mojego powodu...? Bo "przecież szukasz robota".  Kurwa. No może i szukam. Albo może, tak zwyczajnie, po prostu byłoby miło, gdyby osoba po drugiej stronie barykady zwyczajnie stwierdziła: "Słuchaj... Robotem nie jestem, ale zrobię wszystko, żeby udało nam się to dograć tak, żeby było dobrze, bo warto" .  To by było tyle w temacie marudzenia.  No to teraz co na plus?  Rzecz na plus numer jeden: poważnie się wystraszyłam. Wystraszyłam się oczu, w których widziałam, że za cholerę nie ma możliwości postawienia na swoim. To jest dobry strach. Podoba mi się i chcę go więcej. Dużo więcej.  Rzecz na plus numer dwa: spędz

Może kiedyś. Ale jeszcze nie dziś.

Obraz
Usłyszałam ostatnio szalenie łechcący i miły komplement na temat tego jak to jest być ze mną w związku. I nie był to pierwszy raz, kiedy usłyszałam coś w zbliżonym tonie. Można zatem wysnuć, może nieco daleko idący wniosek, że da się ze mną względnie normalnie funkcjonować.  To czemu zawsze, ale to zawsze, muszę odjebać jakąś mañanę?  Tak właściwie, to nie "jakąś". Tak właściwie, to bardzo konkretną. Tak właściwie, to zawszę tę samą. I tak właściwie, to zawsze z tego samego powodu...  Nie potrafię sama sobie być kapitanem i sterem. No nie potrafię! Kiedy tylko zorientuję się, że druga strona ma w głębokim poważaniu, że moja skromna osoba dokonuje czynów karygodnych i nieprawych, to i ja przyjmuję postawę "mam w rzyci".  https://cutt.ly/Gvpe7Nj Ba! Żebym jeszcze pozostała przy "mam w rzyci", to pół biedy! Nie, kurwa, ja muszę przegiąć po całości i zrobić absolutnie WSZYSTKO na przekór. Nie uchowa się nic, co da się wykonać "odwrotnie".  Z jednym w

Nic.

Obraz
P: Coś się stało? J: Nic.  W jednym "nic" może być zawarte dużo negatywnych emocji. Irytacja, złość, obawa, lęk... P: Nie taką odpowiedź chcę usłyszeć, przecież wiesz. J: Nadal nic.   Krótkie spojrzenie. Kątem oka dostrzegam dłoń wędrującą na mój kark. Ooo nie! Nie dam się tak łatwo sprowadzić do parteru. Unik. I próba ucieczki.  Tyle razy już próbowałam i za kazdym razem niczego to nie zmieniało. Za każdym razem lądowałam dokładnie tam, gdzie chciał, żebym była. Teraz jednak jestem zbyt wkurwiona, żeby to zaakceptować.  Chwila szarpania. Boli za bardzo. Chuj. Uklęknę. Trudno.  P: A teraz odpowiedz mi na pytanie. Czemu jesteś zła?  Milczenie. Policzek. Jeden. Po kolejnej chwili milczenia, drugi. Odpowiadam krótkim warknięciem.  https://cutt.ly/IcbIszk P: Wkurwiaj się ile chcesz. Będziesz tu klęczeć dopóki nie odpowiesz. J: To w ogóle nie chodzi o Ciebie! Nie chcę o tym rozmawiać! P: Trudno. I nie szkodzi, że nie chodzi o mnie. Chcę wiedzieć.  Milczenie. Policzek. Kolejny.  Ch

Dobry wpierdol nie jest zły. Klaustrofobia.

Obraz
Zdanie powtarzane przeze mnie w kółko i w kółko. Na okrągło. Bez przerwy.  "Potrzebuję braku kontroli!!!!!!!!!!!!!!!"  Tylko czy to aby nie idzie dalej...? Czy to nie jest tak, że potrzebuję czuć się wręcz klaustrofobicznie w relacji?  Wiem, że byłabym wściekła. Furia czekałaby za każdym rogiem. Szamotałabym się na łańcuchu ze wszystkich sił. Szczęśliwa jak dziecko w piaskownicy. Nabzdyczone dziecko. I to takie, które nabzdyczy się jeszcze bardziej jak usłyszy, że czas do domu.  Chcę, żeby wymagano ode mnie niemożliwego, bo wtedy czuję, że muszę się starać. A czuję, że muszę się starać, kiedy wymaga się ode mnie więcej, niż sama od siebie wymagam; kiedy każde niedociągnięcie, nawet najmniejsze, stanowi surowo karany czyn niedopuszczalny.  Kiedy jestem w zasięgu jego rąk, to nie aż taki problem. Potrzeba jest zaspokojona poprzez fizyczne, klaustrofobiczne odczucie wynikające z braku wyboru. Cóż, jak się będę stawiać, to w końcu dostanę w pysk. Ot, się skończy moja wolność. Tyl

Grunt to...

Obraz
Grunt to mieć plan.  Znaczy...  To dopiero połowa gruntu jest. Druga połowa jest wtedy, kiedy oprócz posiadania planu, ma człowiek postanowienie, żeby się tego planu trzymać.  Chociaż w zasadzie...  Tak w zasadzie, to ten grunt chyba jednak trzeba podzielić na trzy części.  Plan. To raz. Chęci do realizacji. To dwa. A trzy... Trzecia część wymaga tego, żeby nie zniechęcać się, kiedy pierwsze dwa punkty wezmą w łeb.  Bo zawsze biorą. Albo plan niedostosowany do realiów; albo nie ta faza księżyca i nagle wszystko wydaje się bez sensu i znikają chęci wszelakie; albo ni z tego, ni z owego wszystko wywraca się do góry nogami i nagle trzeba z końca układu pokarmowego wytrzasnąć nowy plan i nowe pokłady chęci (no bo przecież jak poprzedni plan wybrał się na wycieczkę i nigdy nie wrócił, to ten nowy też może, więc w sumie po co zaczynać). No dobrze. To co z tym planem?  Plan jest prosty.  Po pierwsze, przestać sobie dawać przyzwolenie na żarcie wszystkiego, co mi wpadnie w ręce i nie spierdala