Urlop

No dobra. Oczywista oczywistość: związki klimatyczne są ciężkie! Nie można sobie było jakoś tematu ułatwić, ja się pytam?! 

Najwyraźniej się nie dało... 

Gdzie by się człowiek nie obejrzał, wszędzie te jebane kompromisy. Nawet to akceptuję. Serio. Tylko czemu akurat przy tych klimatycznych kompromisach, muszę czuć się jak kupa...? Jakby wszystko psuło się z mojego powodu...? Bo "przecież szukasz robota". 

Kurwa. No może i szukam. Albo może, tak zwyczajnie, po prostu byłoby miło, gdyby osoba po drugiej stronie barykady zwyczajnie stwierdziła: "Słuchaj... Robotem nie jestem, ale zrobię wszystko, żeby udało nam się to dograć tak, żeby było dobrze, bo warto"

To by było tyle w temacie marudzenia. 

No to teraz co na plus? 

Rzecz na plus numer jeden: poważnie się wystraszyłam. Wystraszyłam się oczu, w których widziałam, że za cholerę nie ma możliwości postawienia na swoim. To jest dobry strach. Podoba mi się i chcę go więcej. Dużo więcej. 

Rzecz na plus numer dwa: spędziłam fantastyczny tydzień. Czułam się na swoim miejscu. Naturalnie. Bez napinki, za to z pięknymi widokami. Podobno, grunt do udanego urlopu to odpowiedni ludzie, ładne widoki, zero stresu i wnioski na kolejną partię harówki. 

Z tym stresem, to bywało różnie, ale tak poza tym, to wszystkie punkty zaliczone. Teraz tylko iść do przodu. Z nową energią. 

Kurwa. Pojutrze do roboty....


Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Królowa szukania dziury w całym.

Grunt to...

Już nie.