O konsekwencji w klimacie słów kilka

Różnica między TPE a BDSM nie leży w konkretnych praktykach. A przynajmniej jeśli chodzi o moje postrzeganie rozbieżności między nimi. Nie leży nawet w zakresie władzy. Główna różnica między tymi dwoma skrótowcami leży JEDYNIE (albo aż) w prawie do odmowy. 

Do tego oczywiście należy dodać długość trwania relacji, intymność, umiejętność komunikowania się i masę innych elementów, które wspólnie składają się na to, czego Pan od swojej uległej, a później niewolnicy, może oczekiwać. 

Na pewno, natomiast, ta różnica nie leży w tym, na ile restrykcyjnie z moich działań jako uległej wyciągane są konsekwencje. 

Tylko ktoś w chuj konsekwentny jest w stanie mieć nade mną władzę. 

Czy to znaczy, że nie ma miejsca na czas bez klimatu? 

Jest. I jest go od chuja. Nie da się pieprzyć i napierdalać na okrągło. 

Czy to znaczy, że nie ma miejsca na brak ostrożności i uwagi po obu stronach? 

Tak. To to właśnie oznacza.  

Jeśli mężczyzna ma mieć nade mną władzę, to absolutną podstawą jest nauczenie mnie, że od decyzji Pana uciec nie jestem w stanie. Jeśli usłyszę, że mam podskoczyć dziesięć razy, to żadna siła nie będzie w stanie tej decyzji zmienić i żadna konfiguracja trików i kombinacji nie uchroni mnie przed wykonaniem polecenia. 

Pierwsze "ale", które przychodzi na myśl to okoliczności. Pan nie zawsze drepcze przy moim boku i nie zawsze może mnie wziąć za kudły i ciągnąć tak długo, aż podskoczę te cholerne dziesięć razy tylko po to, by uniknąć bólu. Pan, choć może to bardzo nieulegle z mojej strony, może usłyszeć: "Nie! Nie zrobię tego, a Ty guzik teraz możesz!". I co? Po władzy? 

Ano nie... To nie natychmiastowość kary i przymusu jest tym, co stanowi o władzy, a ich nieuchronność. Nie ma większego znaczenia, czy Pan zmusi mnie do wykonania polecenia teraz, za trzy dni czy za trzy tygodnie. Ma natomiast kolosalne znaczenie to, że kiedy pojawi się u mojego boku, to żadna siła nie powstrzyma go przed wyegzekwowaniem tego, czego wymagał i wyciągnięciem konsekwencji. Nie dość zatem, że i tak będę musiała zrobić co kazał, to jeszcze odcierpię swoje, co bym nie zapomniała, że nie warto się stawiać. To jest jedyny sposób na uzyskanie posłuszeństwa w dłuższej perspektywie. 

Ba! Muszę wiedzieć, że nie uda mi się uniknąć wyjawienia informacji o nieposłuszeństwie. Jeśli sama nie przyjdę do Pana z niedopatrzeniem w zębach, to prędzej czy później usłyszę pytanie o moją sumienność. Muszę być przekonana, że jeśli nie wykonam polecenia, to nigdy nie umknie to uwadze Pana. 

Czy to znaczy, że Pan w relacji ze mną musi ciągle stać na baczność i pilnować każdego mojego kroku? 

Tak. To dokładnie to oznacza. 

Zawsze? 

Tak. 

Choć z czasem moje posłuszeństwo staje się swego rodzaju stałą, to zawsze będę upewniać się, że nadal nie mam prawa do tego, by cokolwiek uszło mi płazem. Choć w zdecydowanej większości przypadków, ze spuszczonym wzrokiem i poczuciem winy przyczołgam się prosząc o karę, to od czasu do czasu, niezmiennie, będę sprawdzać, czy aby na pewno nadal nie mam prawa do wyjścia poza ramki, które są mi wyznaczone. 

Czy istnieje człowiek gotów na taką formę władzy nad drugim człowiekiem? Czy może jednak tak jak nie stworzyli butów na zimę odpowiednich dla mnie, tak i nie urodził się jeszcze dominujący gotów na moją "uległość"? 

Tego właśnie próbuję się dowiedzieć. 

Komentarze

  1. Shila jak ja doskonale to rozumiem, jak w punkt ujełaś to co siedzi w mojej głowie....

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Może kiedyś. Ale jeszcze nie dziś.

Królowa szukania dziury w całym.